Aktualności

06.01.2018r.
Wciąż żyję.
Szok. Ta, wiem.
Oxymora

wtorek, 29 stycznia 2013

M - Parodia niesubordynowana, czyli co śmierciożercy robią po godzinach.

Fandom: Harry Potter

I myśmy z nimi były, Whisky „Etnę” piły,
A cośmy widziały i słyszały, na bloga umieściły.
Czyli baśń o tym, jak to ze śmierciożercami było.

— Słudzy moi! Pan wasz powrócił do swego ciała dawnego i znów jest w pełni sił! Pokłońcie się, gdyż jam jest Czarnym Panem, Potomkiem Salazara Slytherina, jam jest Lord Voldemort! — Burza oklasków wypełniła rezydencję starego rodu Malfoyów. — Kwestią czasu pozostaje, kiedy zdobędziemy władzę! Potter może i uciekł tym razem, ale jego reputacja legła w gruzach, gdy zjawił się w Hogwarcie z tym martwym śmieciem u boku. Bitwa może i przegrana, lecz wojna wciąż trwa, a my będziemy walczyć! Wczoraj ciało, jutro Hogwart, pojutrze Ministerstwo, a za tydzień cały świat!!! — wykrzykiwał z zapałem Czarny Pan. Krzyki poparcia oraz gromkie brawa rozległy się wzdłuż całego stołu. Nagle od strony Lucjusza Malfoya dobiegło uprzejme chrząknięcie. To było jedno z tych chrząknięć, po których cała uwaga publiki zwraca się na chrząkacza. Takie, po którym ma nastąpić mały sprzeciw, lub, co gorsza, wyrażenie własnego zdania. Niewielu ludzi odważyłoby się tak chrząknąć na zebraniu śmierciożerców. Bo oni zazwyczaj nie chrząkają. Ale teraz jeden z nich to zrobił. Chrząknął. I to nie byle jak chrząknął. Lucjusz Malfoy chrząknął znacząco. Lord Voldemort również odwrócił się do Pana-Patrzcie-Jak-Ładnie-Umiem-Chrząkać.
— Tak, Lucjuszu?
— No bo… ja się tak zastanawiałem… Czy gdzieś między Ministerstwem Magii a Całym Światem moglibyśmy wpaść do Mediolanu? Podobno w środę wychodzi tam najnowsza kolekcja płaszczy z cyklu „Magia Aksamitu”. To co, możemy? Proooooooooooooszę!
Tom powiercił się trochę na swoim krześle, uważnie przyjrzał paznokciom, których nie miał i niby to od niechcenia spytał:
— Nowa kolekcja „Magii Aksamitu”, mówisz? Hmm… no tak, tak… — Niespokojnie ruszał się na swoim krześle. — A nie wiesz może, czy będą mieli rozmiar 42?
Lucjusz już otwierał usta, aby odpowiedzieć na pytanie swojego pana i władcy, ale w tym momencie do rozmowy wtrącił się Avery:
— Właśnie, skoro już o modzie mowa… Chciałbym zauważyć, że moja maska nie pasuje mi do butów, a w ogóle to jej krój jest całkowicie passe.
— Jestem zmuszony poprzeć kolegę. — Snape swym monotonnym, grobowym głosem podjął temat. — Moja jest za mała. Wystają spod niej włosy — dodał.
— Poza tym, kto nosi teraz srebro i złoto? Hello, żyjemy w XXI wieku. — Avery prychnął i podjął paplaninę. — Wiadomo, że jeśli ludzie mają się nas bać, to muszą też nas szanować. A kto szanuje kogoś, kto ubiera się jak średniowieczny teletubiś? Powszechnie wiadomo, że teraz to łososiowy jest na topie.
Czarny Pan lekko się obruszył i stwierdził:
— Nie rozumiem, o co wam chodzi. Według mnie maski są bardzo gustowne, a złoto i srebro to wręcz królewskie kolory!
— Yaxley nie potrzebuje tych kolorów, żeby być dla mnie królem… — mruknął Malfoy pod nosem.
— Lucjuszu! — syknął wściekle Yaxley. — Wczorajsza noc miała zostać tylko między nami!
— W każdym razie uważam, że moja maska jest za mała — podsumował matowy wokal Severusa.
Peter ze zmarszczonymi brwiami niespokojnie wysłuchiwał dyskusji.
— Mój Panie, wybacz, że śmiem przerwać, lecz chyba odeszliśmy zanadto od naszego prawdziwego tematu…
— Zamilcz! — huknął nań Riddle, rozdrażniony kłótnią o maski. Zły krój, też coś. Projektował je całe noce. Wieczorami pod kołdrą wyciągał kolorowanki spod poduszki i się męczył, a ci niewdzięcznicy mówią, że one są zwyczajnie niemodne! Odwrócił lekko głowę i rąbkiem szaty otarł kącik oka. On po prostu myślał, że im się podobają, a przecież specjalnie kupił do tego oddzielne kredki! Pociągnął szparkami. I te wzory… przecież były ładne… Bo były! A oni… oni… Nie, uspokój się, Voldemort. Musisz być silny. Przecież przeżyłeś nawet śmierć, banda idiotów nie doprowadzi cię do płaczu… Bądź silny… Jeszcze raz cicho chlipnął w rękaw i odwrócił się do Pettigrewa: — Nie przerywaj swemu panu, szczurozębny śmieciu! — krzyknął. Gnębienie innych zawsze pomaga.
Nott zachylił się do Avery’ego.
— No wiesz, zębami chce nadrobić braki w krótkiej różdżce — szepnął na tyle głośno, by cały stół go usłyszał. Śmierciożercy wybuchli śmiechem, a omawiany zaczerwienił się i skulił w sobie. Czarny Pan starał się nie zaśmiać się na oczach swoich sług. Przecież gdyby to zrobił, straciłby tytuł Czarnego i pozostałby tylko Panem!
— Gdybyście wiedzieli, jak długą i sprawną różdżkę ma Lucjusz… — wymruczał Yaxley, patrząc na Malfoya.
— Nadal uważam, że mam zbyt małą maskę.
— Hah, nie uwierzycie, co się dzieje na Nokturnie w sobotnie wieczory. — Nott zarechotał znacząco i puścił oko do kompanów, którzy odpowiedzieli chichotem. — Gdzie się nie obejrzysz kobiety. Jedne z kryształowymi kulami, inne z długimi różdżkami. A koło Borgina i Burkesa są duże zniżki. — Poruszył znacząco brwiami.
— Tak… — mruknął Dołohow. — A w najciemniejszych zakątkach można kupić naprawdę ciekawe eliksiry — dodał i z szaleńczym błyskiem w oku wyjął z fałd szaty butelkę, którą postawił na stole. — Whisky „Etna” — powiedział z dumą. — Eksperymentalna!
Śmierciożercy zagwizdali z podziwem. Nott chciwie wyciągnął swoje wielkie łapsko w stronę „Etny”, ale szybko została ona sprzątnięta sprzed jego nosa.
— To nie czas na picie, Nott. — warknął Tom Riddle i przybrał bardziej oficjalny ton. — A teraz wysłuchajmy relacji Herberta. — Podwładni spojrzeli na niego ze zdumieniem. Że niby kogo?
Widząc tępe spojrzenia kolegów, Voldek westchnął.
— To nasz szpieg w Ministerstwie. Jesteś tutaj, Herbercie? — wychylił się, patrząc na koniec stołu.
— Jestem — rozległ się pisk, bo głosem nie da się tego nazwać. Wątły chłopaczek o rzadkich, rudych (informacja niepotwierdzona z powodu opłakanego stanu opisywanego elementu) włosach i szarych oczach zaczął mówić.
— Cóż, w Ministerstwie jest beznadziejnie. Wszyscy próbują zaprzeczyć temu, iż zmartwychwstałeś, Panie. W dodatku magiczne drukarki się zepsuły. Musimy teraz używać mugolskich… Ostatnio nawet zaciąłem się kartką. — Na potwierdzenie wystawił w górę palec z naklejonym plasterkiem. Ładnym plasterkiem. Takim w szczeniaczki.
Śmierciożercy pokiwali ze współczuciem głową. Zachęcony Herbert kontynuował zażalenia:
— A do tego wszyscy na mnie krzyczą. „Ej, Herbert, zrób to!”, „Hej, Herbert, zrób tamto!” albo „Herbert, idioto, włazisz nie do tego sedesu!” — rozkręcił się na dobre. — Wiecie, jak się wtedy czuję? Jest mi… jest… Jest mi smutno! Czuję się taki niedoceniony! Wszyscy mną pomiatają! Ja też mam uczucia, wiecie? — Chlipnął cicho, a pozostali ze zrozumieniem przyglądali się młodzieńcowi. To takie smutne. — Nikt nie traktuje mnie poważnie. A przecież każdy popełnia błędy! Pomylenie słodzika do kawy ministra i kwasu żrącego przecież każdemu może się zdarzyć! — Herbert zaczął cicho szlochać, a śmierciożercy patrzyli nań ze współczuciem. — Życie jest takie niesprawiedliwe! — zakończył dramatycznie.
— Biedaku… — Siedzący obok Herberta Mulciber klepał go pocieszycielsko po ramieniu, ocierając kąciki oczu. Wyciągnął różdżkę, wyczarował kieliszek, sięgnął po nadal stojącą na stole „Etnę” i nalał jej trochę do naczynia. — Masz, pomoże… — Podał chłopakowi szklaneczkę. Młodzieniec przyjął dar bez słowa i wypił jednym haustem. Przez chwilę siedział w bezruchu, ale nagle jego twarz przybrała kolor czerwieni, której pozazdrościliby mu nawet sami Weasleyowie, z nosa zaczęła wydobywać mu się para, oczy łzawiły, a bliżej siedzącym wydawało się nawet, że widzą niewielkie iskierki strzelające z uszu.  On sam czuł, jakby w jego gardle znajdowało się serce wulkanu gotowego do erupcji. Iskry z narządu słuchu bynajmniej nie były złudzeniem optycznym, przybrały na sile i już każdy przy stole mógł je dostrzec. Chłopak wstał gwałtownie od stołu i pobiegł do wyjścia, a z zza uchylonych drzwi można było zobaczyć, że kieruje się do łazienki. Po chwili w cichej sali dało się słyszeć szum wody i kilka chluśnięć a później syk towarzyszący gaszonym płomieniom. Wszyscy skierowali swój wzrok na Dołohowa.
— No co? — zapytał pod ostrzałem spojrzeń. — Mówiłem, że eksperymentalna. — Wzruszył ramionami.
Voldemort, który całego zajścia zdarzał się nie zauważać, obracał w kościstych palcach jedną z masek. Była ładna. Ba! Była piękna. Miała ładny kształt, tajemnicze otwory na oczy i naprawdę dobre inkrustacje. Nie było nic do zarzucenia. Kolor był wręcz wyśmienity! Niejednoznaczny oraz dostojny. Ale nie! Bo oni chcieli ŁOSOSIOWY! Co to w ogóle jest? Chodzi o to wielkie bydle z Kanady? Takie z rogami i tak dalej?
— Wiesz ty co, Dołohow… — Avery przyjrzał się Whisky dogłębnie. — Skoro eksperymentalna to może chociaż nie będzie kaca?
Te słowa znów skierowały spojrzenia na małą buteleczkę, która nagle stała się niezwykle pociągająca… Taka mocna, a brak przykrych konsekwencji… No cóż…
Potrzeba nam więcej szklanek.
***
Butelka została opróżniona zaledwie do połowy, a wśród śmierciożerców już zapanowała wesoła atmosfera. Całe napięcie związane z obecnością Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać poszło w niepamięć, a Pan Niewymawiany, który także skorzystał z zaoferowanego kieliszka, nie zwracał zbytniej uwagi na jawny brak szacunku względem jego osoby. Ba! Wydawał się być równie rozluźniony co jego słudzy! Widząc dobry humor swojego pana, Avery skierował swoje kroki ku niemu, uprzednio pociągając jeszcze jednego łyka z kieliszka dla odwagi.
Szeptał coś do niego tak cicho, że nikt oprócz rozmówcy nie mógł go usłyszeć. Jednak na nic zdały się próby zachowania sprawy w tajemnicy, gdyż po chwili Voldemort wybuchł:
— NIE! Nie, nie, nie! — Jego ton, ku zdumieniu kolegów po fachu, pełen był… rozpaczy. — Nie zgadzam się! — wrzeszczał histerycznie. — Nie będzie łosiowatych masek! Nie, nie, nie! — Zaczął gniewnie tupać, choć słychać było, jak powstrzymuje się od płaczu. Cóż, alkohol często prowadzi do wylewności. — Robiłem je tygodniami! Męczyłem się i męczyłem! Nie macie pojęcia, jak to jest, mieć  paluszki umazane kredkami! Nie wiecie, jak ciężko nie wyjść za linię, kiedy się koloruje! A może wiecie? NIE! Bo to nie wy robiliście te maski! A ja tak! Rezygnowałem dla was z dobranocki, wycinałem różdżką kółeczka! I jaki jest rezultat? Narzekania! Nikt nawet nie podziękował, nikt nie wspomniał „Och, Voldi, to naprawdę urocza maska, idealna dla kolesi noszących mroczne kaptury”. Nie, było tylko narzekanie, narzekanie i narzekanie! — Z jego czerwonych… nazwijmy to oczami… wytrysnęły łzy. — Dobrze! Niech będzie! Zróbcie sobie nowe maski! ALE SAMI!!! — Głośno wydmuchał nos w szatę Avery’ego. Śmierciożercy, delikatnie mówiąc, poczuli się głupio. Widząc, że nikt nie kwapi się do pocieszenia Toma, Nott niepewnie wstał i poklepał Łzawego Pana po ramieniu.
— Ej, Voldi… — zaczął niezręcznie i zamilkł. — Wiesz… my nie wiedzieliśmy… no i tak… — Spojrzał jeszcze raz na Pana, Którego Nie Wolno Krytykować. — A może tak rzucisz w kogoś Cruciatusem? Ulżysz sobie… — zachęcił po czym odskoczył jak najdalej od Riddle’a. Jeszcze skorzysta z propozycji.
Akurat w tej chwili zobaczyli Herberta, któremu udało się zachować część przełyku… Wszyscy spojrzeli na niego z czymś w rodzaju oczekiwania. Ten, Któremu Właśnie Zaproponowano Rzucenie Cruciatusa też skierował swój wzrok na nowo przybyłego. Przechylił swoją łysą głowę na bok, jakby się nad czymś zastanawiał, spojrzał na swój kieliszek, wzruszył ramionami i wziął łyka, ignorując zdziwione spojrzenia śmierciożerców. I wtedy jego słudzy zrozumieli, że jest on NAPRAWDĘ pijany.
Schlany W Trupa Pan melancholijnie machnął różdżką nad do połowy pustą… do połowy pełną… no, wiecie o co mi chodzi, czarką. Czy gdyby pił z naczynia Helgi Huffelpuff, zarżnął by się podwójnie? Jednocześnie dostarczając alkohol do horkruksa, mógłby osiągnąć ciekawe rezultaty…
— Wiecie… zaklęcie jest jak kobieta — zaczął zachrypniętym głosem, wciąż wpatrując się w Whisky. — Myślisz, że ją opanowałeś. Posiadłeś. Zdaje ci się, że masz ją w swym władaniu, że będzie cię słuchać. Wykorzystujesz ją bezproblemowo za każdym razem, a ona udaje, iż jest ci wierna. I kiedy już jej ufasz, wierzysz, że ona jedna cię nie zawiedzie!... — mówił coraz szybciej, głośniej. Z rezygnacją, melancholią. Jak zawodowy aktor. Nie zwracał uwagi na nikogo innego. Ani na kamienną twarz Snape’a, ani na rudą głowę Herberta. Ani na Lucjusza z Yaxleyem, którzy gdzieś między dwudziestym ósmym a trzydziestym pierwszym kieliszkiem tajemniczo zniknęli pod stołem… — I wtedy ona odbija całe uczucie, jakim ją darzyłeś, całą tą… nienawiść z miłością i uderza z pełną mocą! Zostawia cię samego, z dosłownie złamanym sercem, zamyka w głupim zeszycie! — Voldi zaczął wrzeszczeć, co nie było w zasadzie niespodzianką. Najciekawsze, że robił to, jednocześnie płacząc. Niewielu ludzi potrafi wrzeszczeć, łkając. Czasem prowadzi to nawet do śmierci. Rozumiecie sami, gdy się wrzeszczy, otwiera się usta, a łzy lecą i mogą się do nich dostać. Tak, tak, wielu już zginęło, dławiąc się tym słonym cholerstwem. Dlatego właśnie lepiej jest wrzeszczeć z zamkniętymi ustami. Tak dla bezpieczeństwa.
Mimo wszystko, Tom usta otworzył i przeżył. Znowu.
— Wiecie, jak to jest być pokonanym przez głupiego bachora? TO BYŁO NIEMOWLĘ!!! Rozumiecie, jak mi to niszczy reputację?
Śmierciożercy spojrzeli po sobie, jakby chcąc wymienić między sobą swoje myśli. Avery miał minę pod tytułem Pocieszamy czy mówimy prawdę? Nott spojrzał na Voldemorta wzrokiem Może jest dość pijany…? Mulciber za to przygryzł wargę w geście Ja się go mimo wszystko boję… Dołohow zerknął niepewnie na kieliszek Załamanego Pana Nie wydawał się chętny do rzucania Crucio… Za to skrzywienie Snape’a cały czas dawało jasno do zrozumienia Moja maska jest za mała. W końcu doszli do porozumienia i spojrzeli na siebie ze zdecydowanym Pocieszamy. Trwało to jedynie pół sekundy. Wiecie, zakaz komentowania czegokolwiek w jakikolwiek sposób pod groźbą Cruciatusa sprawia, że ludzie do perfekcji opanowują  niewerbalny sposób porozumiewania się. Jak widać takich rzeczy się nie zapomina i nawet po trzynastu latach „zwolnienia” ze służby potrafili bezbłędnie odczytywać mimikę swoich twarzy.
— Panie — zaczął Avery — nie przejmuj się. Nadal jesteś postrachem czarodziejskiego świata.
— Tak, tak — poparł go szybko Nott. — Do tej pory nikt nie jest na tyle głupi, by wymawiać twoje imię.
— Wszyscy drżą ze strachu na samą myśl, że mógłbyś powrócić — dodał Dołohow.
— Naprawdę tak myślisz? — chlipnął z nadzieją w… no, tym takim czerwonym.
— Zdecydowanie — w lot podjął Avery. — A maski są bardzo ładne. Wiesz, takie… oldschoolowe…
— I za małe — dodał Snape.
— Nikt tak dobrze nie rzuca Niewybaczalnymi — wrócił na właściwy tor Nott. — W życiu nie widziałem takiego profesjonalizmu przy Avadzie.
— No cóż, to kwestia nadgarstka — odparł dumnie Ten, Który Nie Może Dotykać Alkoholu. — Zobacz, o tak. — Coś zielonego pstryknęło Huberta w nos, a ten stoczył się bezwładnie pod stół, skąd dobiegły oburzone okrzyki Yaxleya. Tom zmarszczył… skórę nad oczyma i schylił się, zaglądając pod blat.
— Malfoy, mój drogi, wydaje mi się, że twoje życie… intymne nie przystoi komuś tak wysoko postawionemu.
Głowa o srebrnych włosach lekko wychyliła się na powierzchnię i z pewną rezygnacją oznajmiła:
— Mój Panie, to jeszcze nic. Krążą pogłoski, że mój syn chodzi z jabłkiem.
*kolejnych kilka… naście kieliszków później*
Większa część śmierciżej… śmirćżej… ś-ś-śmiecio… tych w mrocznych szatach leżała na, pod lub, co najciekawsze, w stole, zarżnięta w trupa. Gdzieś spod mebla dobiegały pojedyncze wersy znanej, tawernowej piosnki „I znów dostałem gównem hipogryfa”, mocno z resztą okaleczonej przez fałsz Yaxleya:
O mój luuuuuuuuuuuuuuubyyyyyy!
Uratuj mię od zguuuuuuuuuuubyyyyyy!
Hipogryf leeeeeeciiiii!
Gówno po raz trzeeeeeeeeciiiiii!!!!
Armia Voldemorta była zbiorem ludzi o mocnych głowach. Lub, ewentualnie, mocnych charakterach. Jedyną siedzącą obecnie prosto personą zdawał się być Severus, który z niesmakiem oglądał swą zbyt małą maskę. Możecie mi wierzyć lub nie, ale takie rzeczy to NAPRAWDĘ spory problem. Twoi znajomi skutecznie doprowadzają ludzi do omdlenia, a ty tylko martwisz się, czy włosy nie wystają ci spod maski. Takie rzeczy istotnie obniżają samoocenę.
Właściwie… Czy Snape w ogóle pił? Bo siedział naprawę podejrzanie prosto. Oprócz niego jedynymi przytomnymi (tylko pod względem fizycznym, ich psychika już nie wiedziała, co się dzieje) osobami przy stole był Schlany W Trzy Dupy Pan obejmujący ramieniem nie bardziej trzeźwego Avery’ego, który śpiewał smętną balladę o ciężkiej doli śmierciożercy.
A wszystko te czerwone oczy
Gdybym ja je miał…
Za te krwawe, cudne oczęta
Serce, różdżkę bym dał!
Voldemort bujał się w rytm melodii z półprzymkniętymi oczami. Trzeba dodać, że owa ballada w połączeniu z okaleczonymi jękami Yaxleya nie była miodem dla uszu. Nagle Tom odezwał się pijackim głosem:
— I ja jej to wy… hik! wyznałem! I wiesz, co ona na to? Od… hik! odrzuciła mnie! To mi złamało serce!
Avery doskonale zrozumiał, jak czuł się jego pan i już po chwili razem śpiewali:
Hej, hej, hej, testrale,
Omijajcie hogwarckie mądrale!
— Dalej, Severusie, przyłącz się! — krzyknął wesoło Avery i razem z Voldkiem zawył:
Śpiewaj, śpiewaj, śpiewaj, Sevciu
Nasz stepowy kochaneczku!
Severus jedynie skrzywił się nieznacznie i z wyniosłą miną odparł krótko:
— Nie da się śpiewać w za małej masce.
***
Kolejna część nocy to jej brak, gdyż słońce leniwie wypełzło zza horyzontu, usadowiło się na niebie, a że nadal czuło się niewyspane, pozwoliło chmurom rozwlec swe kotary nad czarodziejską ziemią. Żony, córki, siostry, kochanki bądź troskliwe babcie teleportowały śmierciożerców do domu. Niestety, jak się później okazało, eksperymentalność „Etny” bynajmniej nie polegała na późniejszym braku kaca. Jej jedyną właściwością był fakt, iż na takową przypadłość nie działał już tradycyjny lek. Bądź co bądź, wszystko wróciło do normy. No, prawie. Dołohow poszedł na lincz ze strony kompanów, ale to nadal nie odchodziło od codzienności. Zakończenie, mimo wszystko, też nie jest zaskakujące. Bo dlaczegóż by miało? Bądź co bądź, to był jedynie zwykły dzień z życia śmierciożerców…
~*~
Oto jest! Z inicjatywą wyszła Piegowata i był to całkowicie jej pomysł. Ja dorzuciłam tylko kilka tekstów, ale za to wyżej dziękujcie tej drugiej, nie mi xD
Jestem zmęczona, musiałam dzisiaj wstać o 6 rano (W FERIE!!!) i nie wiem, co mogę jeszcze pisać, więc…
Do napisania! :D

niedziela, 27 stycznia 2013

Małe-wielkie zmiany, czyli Ta-Która-Wywróci-Wszystko-Do-Góry-Nogami

 
                                     Drodzy Czytelnicy.
             Z sadystyczną satysfakcją, pragnę oznajmić Wobec i Wszem, gdziekolwiek to jest, iż blog ów został opanowany przez armię  śmierciożerców. Dobra, może nie do końca. Jest gorzej.
          Ten oto list, bynajmniej nie został napisany przez  znaną już wam internetową33. Zamknęłam ją w szafie, zatkałam usta jogurtem i  przejęłam władzę nad  światem.
Tyle że Zośka się uwolniła i  moje panowanie zostało znacznie ograniczone. Dokładniej mówiąc, do współtworzenia tegoż oto bloga.  Jak już się zapewne domyślacie, oznacza to  z mojej strony przejawy pewnej......no.....nazwijmy to twórczością. Reasumując: Przybyłam się przywitać :)
Z góry przepraszam za wszelkie uszkodzenia psychiczne. To naprawdę nie moja wina, że dwanaście razy zwiewałam z psychiatryka. Wiecie, te kaftany czasem drapią... Jeśli chodzi o jakieś informacje związane z mą osobą, to coś się pewnie wkrótce pojawi, ale nie będę Wam teraz przymulać :)
Tak po prawdzie, to  miałam już swego rodzaju (co prawda nikły) wkład w tutejsze  notki. Wspólnie napisałyśmy chyba ze dwie, a teraz (tylko nie mówicie Zośce, że wam powiedziałam) pracujemy nad   trzecią :)
     Nie będę już Was zanudzać, więc powiem tylko, że mam szczere nadzieję, iż  choć po części  spełnię  Wasze wszelkie oczekiwania  i godnie uda mi się wspomagać ten blog :) Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę tu pisać i  cieszę się na myśl o przyszłych komentarzach (gdyż wierzę, że takowe się pojawią).
                                                                                              Niech Avada będzie z Wami,
                                                                                                              Piegowata

P.S.  Tak na dobry początek, wstawiam Wam coś, co według mnie miało być drabble, ale Zośka nazwała to Mini-Miniaturką. No cóż, nic nie poradzę, że lubię się rozpisywać xD Acha, Zośce padł net, więc jest sprawdzone ;/ Przepraszam, jeśli są błędy.

Fandom: Harry Potter

"Udręka"


Obowiązek. Parszywy, niegodny obowiązek. Powinność, która plugawi honor i wyniszcza wszelką godność.  Zafajdany przymus, przed którym nie ucieknie. Ale nie można się poddać. Kiedyś mu się uda, na pewno. Wywinie się tym nikczemnikom i odzyska dawny spokój ducha. Zacisnął  pięści. Pamiętał jeszcze czasy, gdy nie było tego paskudztwa. Tej perfidnej nieczułości w czynach ludzi, którym ufał. Ufał i kochał. A oni go zdradzili. Pozostawili samego i obrócili przeciw niemu. To bolało go najbardziej. Ciemność owinęła się wokół jego twarzy. Skulony i przerażony, zmuszony do ucieczki.  Tak bardzo by chciał, by to nie działo się naprawdę.  Może zaraz się obudzi, a ten koszmar dobiegnie ku końcowi... A najgorsze miało dopiero nadejść. Nieuchronnie zbliżał się czas klęski. Czas upokorzenia.  Został sam na tym polu walki. I nikt mu już nie pomoże. Odetchnął parę razy głęboko. Bał się. To oczywiste. Każdy na jego miejscu byłby przerażony. Nie potrafił już być bohaterem. Nie umiał stanąć tam i dobrowolnie pozwolić się ukorzyć. Chciał walczyć, ale ich było więcej.  Byli silniejsi i nic nie mógł na to poradzić. Jedyne co dane było mu teraz robić, to czekać. Odetchnął głęboko, wciskając się w kąt swego schronienia. Prędzej czy później go znajdą i wtedy nie będzie już nadziei...
 Zaskomlał, gdy światło niespodziewanie wdarło się do jego jedynej ostoi.
 - Syriusz, ty zapchlony kundlu! Kiedyś musisz wziąć kąpiel!


EDIT 28.01.2013
Korzystając z władzy, jaką daje mi miano administratorki tego bloga (tak, tak, Pieguska, znaj swoje miejsce w hierarchii ;P) robię mały włam do tej notki xD Miniminiaturka została na szybko sprawdzona pod względem interpunkcji, ale podkreślam: na szybko. Możecie zwalić to na to, że jest wpół do trzeciej w nocy i jakoś tak nie chce mi się w to bardziej zgłębiać xD Wypowiedzi Piegowatej nie poprawiałam, niech ma tę iluzję wolności słowa i tego, że wcale nie jest infiltrowana i wszystko co napisze nie może być przeze mnie zmienione wedle życzenia ^.^
To by było na tyle, pozdrawiam,
internetowa.33 :D