Alice siedziała na
swoim łóżku, patrząc w pustkę bez żadnego konkretnego celu. Czuła się dziwnie
pusta w środku, równie dobrze cały świat mógł w ogóle nie istnieć, a ona pewnie
nawet nie zwróciłaby na to uwagi. Musiała przyznać, przynajmniej przed samą
sobą, że dokuczała jej samotność. Ostatnie miesiące nie były dla niej łatwe,
pełne wrażenia, że wszyscy się od niej odwrócili, spędzone w odosobnieniu.
Wcześniej zawsze był przy niej ktoś, na kogo mogła liczyć i myśl o braku tego
wsparcia nawet nie przechodziła jej przez głowę. A potem nagle… Tak naprawdę do
tej pory nie wiedziała, co dokładnie się stało, jedyne, z czego zdawała sobie
sprawę to ta okropna samotność.
— Zostawić cię samą
na pięć minut i już popadasz w czarną rozpacz.
Obcasy wysokich
kozaków stuknęły o podłogę przerywając zastygłą w pomieszczeniu ciszę. Wysoka
dziewczyna przeszła wolnym krokiem przez pokój, taksując wszystko krytycznym
spojrzeniem piwnych oczu.
— Z tego co pamiętam,
gust też miałaś lepszy — skrzywiła pogardliwie wąskie usta przybyszka.
Rozejrzała się po raz kolejny, utrzymując nieregularne brwi ściągnięte nad
zadartym nosem. Jasne światło wyostrzyło i tak już wyraziste rysy jej twarzy,
nadając tym samym ostrości żyletki kościom policzkowym dziewczyny. Czarne,
związane ciasno włosy przeleciały przez jej ramię, gdy w końcu odwróciła się,
by spojrzeć na Alice.
Siedząca na łóżku
dziewczyna była zasadniczo drobna. Delikatną twarz otaczał wianek rozczochranych,
jasnych włosów odcieniem pasujących do herbatnikowych tęczówek. Nieduży,
okrągły nos zdradzał skłonności do częstego marszczenia nad ładnymi, pełnymi
ustami. Stanowiła przeciwieństwo przybyłej przed chwilą postaci. Różnice nie
opierały się jednak jedynie na wyglądzie. Owszem, efekt wizualny pogłębiał
wrażenie, iż nie mają ze sobą nic wspólnego, lecz prawdziwą przepaść stanowił
styl bycia. O ile Alice kuliła się lekko z podciągniętymi pod brodę nogami i
wypełnionymi pustką oczyma, o tyle czarnowłosa emanowała swoistą pewnością
siebie. Posiadała sprężysty, energiczny krok i stanowcze spojrzenie, zdające
się rzucać wyzwanie całemu światu.
Nie było mowy o
jakimkolwiek związku między dwoma dziewczynami, przynajmniej na pierwszy rzut
oka. Mimo to, wyższa z nich bezceremonialnie rozciągnęła się na łóżku obok,
jakby była to najnormalniejsza kolej rzeczy na świecie.
— Nie powiedziałabym,
że było to pięć minut — burknęła ponuro blondynka, ale dało się zauważyć, że
rozluźniła nieco postawę, a jej rysy twarzy się wygładziły.
— Szczegóły. —
Czarnowłosa machnęła lekceważąco ręką, wykładając nogi na zagłówek posłania.
Westchnęła z lubością i kątem oka spojrzała na rozmówczynię. — No dobra, to co
teraz?
Alice zmarszczyła
brwi i spojrzała na dziewczynę pytająco.
— Co masz na myśli? —
spytała.
— Jak to co? —
Piwnooka uśmiechnęła się i spojrzała na blondynkę, jakby licząc, że ta zaraz
przyzna się do jakiegoś żartu. Mina dziewczyny pozostała jednak poważna i
wyczekująca. Towarzyszka Alice przesunęła ręką po twarzy, prychając z irytacją.
— Chyba mi nie powiesz, że tu zostajesz? — Właścicielka kozaków usiadła
gwałtownie, obserwując rozmówczynię. — Hej, wróciłam, możesz już zrobić krok —
rzuciła, uśmiechając się niewyraźnie. — No dawaj, przecież obie wiemy, że pora
nadrobić zaległości. A te masz spore.
Jasnowłosa przygryzła
wargę i jakby skuliła się w sobie.
— Ja… — zaczęła tak
cicho, że ledwo było ją słychać. — Ja, nie, ja nie mogę… Nie chcę — szepnęła,
nie patrząc na towarzyszkę. — Cat, ja z tym skończyłam… — Podniosła niepewnie
wzrok.
— O nie — czarnowłosa
jęknęła i zrzuciła nogi na podłogę. Przesunęła ręką po włosach zirytowanym
gestem. — Słuchaj, już o tym rozmawiałyśmy. Pamiętasz? Wiele razy „kończyłaś”.
Naprawdę, gratuluję rezultatów — prychnęła. Oczy drugiej dziewczyny pełne
jednak były wątpliwości, nerwowo przebierała palcami. Spojrzenie Cat
złagodniało. Pochyliła się, opierając łokcie na kolanach. — Al, którą z nas
próbujesz okłamać? Ja wiem, co tak naprawdę myślisz. Wiem, dlaczego próbowałaś
z tym skończyć. Wiem, jak się boisz. Wiem, czemu nie powinnaś… Ja po porostu
wiem, że możesz. A przede wszystkim wiem, że chcesz.
Blondynka mocniej
zacisnęła ręce wokół kolan i pokręciła delikatnie głową, jednak gest ten
wydawał się być skierowany bardziej do niej samej, niż jej towarzyski. Milczała
dłuższą chwilę, a Cat nic nie mówiła, wiedząc, że tego właśnie potrzebuje. Po
chwili Alice się odezwała:
— Wszyscy się ode
mnie odwrócili… — Wzrok miała wbity w podłogę. — Nawet ty odeszłaś — szepnęła,
po czym zwróciła się w stronę przyjaciółki i spojrzała na nią przeszywającymi
oczami pełnymi smutku. — Jak mogę tego chcieć…?
— Jak mogłabyś tego
nie chcieć? — Czarnowłosa poderwała się niespodziewanie i złapała Alice za
ramiona, zrównując jej oczy ze swoimi. Tęczówki pełne obaw zwarły się z tymi
pełnymi zawziętości. — To nie była twoja wina. To oni zawiedli, to oni cię
zostawili. To był ich błąd. Zostawili cię, gdy ich potrzebowałaś, byli ślepi,
nie chcieli widzieć. — Cate mówiła cicho, prawie szeptem, wyrzucają słowa coraz
szybciej. Jej oczy gorzały. — Ale ja byłam. Ja nigdy cię nie zostawiłam, Al.
Zawsze gdzieś byłam, dobrze o tym wiesz. Potrzebujesz mnie. Ja potrzebuję
ciebie. Ale bez tego… — przerwała, wciąż usilnie wpatrując się w rozmówczynię.
— Ja jestem tego częścią, Al. Odrzucając to, odrzucasz mnie. Ja nie odeszłam.
Odepchnęłaś mnie. — Przez twarz Cat przebiegł grymas bólu i zawodu. — Ale ja
wybaczam. Wybaczyłam ci już dawno, Al, już bardzo, bardzo dawno. Chociaż to
boli wiesz? Za każdym razem, gdy kończysz, odpychasz mnie. Ale ja wciąż jestem,
rozumiesz? Ja zawsze będę. Więc po prostu zrozum. Zrozum, że cię potrzebuję, że
ty potrzebujesz mnie. Jestem jedynym, co masz. Dlaczego zatem tak bardzo się
upierasz? Dlaczego chcesz być samotna, Al? Tak nie musi być, dobrze o tym wiesz…
Blondynka wwiercała
wzrok w oczy rozmówczyni, jakby chciała przejrzeć ją na wylot, upewnić się, że
to, co mówi, jest prawdą. Jakby szukała zapewnienia, że nadal może na kogoś
liczyć.
— Nie zadręczaj się.
Każdy zasługuje w życiu na szczęście, dlaczego nie ty? Dlaczego inni mogą ranić
i być ślepi, dlaczego oni mogą być szczęśliwi? Co stoi ci na przeszkodzie? Co
jest granicą, ścianą, która odgradza cię od spokoju? — Cat uparcie wytrzymywała
spojrzenie dziewczyny, mówiąc z coraz większym przejęciem. — To ty, Al. Jesteś
swoją jedyną przeszkodą, jedynym ograniczeniem. Daj sobie szansę, Alice. Szansę
na spełnienie…
— DOŚĆ! DOSYĆ,
PRZESTAŃ! — wrzasnęła dziewczyna, chwytając się za głowę. — Nie chcę, nie
rozumiesz?! Nie chcę! To nie ja, tylko ty! Daj mi z tym wreszcie spokój! Nie
będę cię już więcej słuchać! Robiłam to przez pół życia i zobacz, jak to się
skończyło! Nie mam zamiaru tego powtarzać! W przeciwieństwie do ciebie, JA uczę
się na błędach! A to, co robiłam to był jeden wielki błąd!
— To nie były błędy,
Alice! — krzyknęła Cat, znów łapiąc blondynkę za ramiona i zmuszając do
ponownego spojrzenia sobie w twarz. — To był uśmiech na twojej twarzy, to był
spokojny sen w nocy! To było ukojenie. Oni popełnili dużo większą pomyłkę. Oni
na to ZASŁUŻYLI, Alice. Sami byli sobie winni. Ty zrobiłaś to, co musiałaś. To
była sprawiedliwość. I to nie ja jej chciałam. To ty jej pragnęłaś, Alice. Ta
sprawiedliwość do ciebie należała. — Niespodziewanie pomiędzy gorączkowym
krzykiem w głowie blondynki pojawiła się niepokojąco spokojna myśl. Gdzieś
wśród huraganu umysłu wyklarował się jeden chłodny, właściwie nic nie znaczący
fakt. Cat nie była jej całkowitym antonimem. Dopiero teraz, patrząc na płonące
policzki i rozszerzone źrenice pojęła tę wyraźną cechę, łączącą je obie. Jak
mogła tego wcześniej nie widzieć? — Nie musisz mnie słuchać, Al. Nie musisz
robić niczego. I tym bardziej nie musisz tu tkwić. Nie musisz powstrzymywać
tego wyjącego w twojej głowie instynktu, mówiącego, że nie musisz się
zadręczać. Posłuchaj go. Uwierz jemu, jeśli nie chcesz mi. Ale ja nie kłamię,
Al, ja nigdy cię nie okłamałam. Nigdy nie zrobiłam niczego, co nie miałoby na
celu twojego szczęścia. — Cat delikatnie pogłaskała wierzchem dłoni policzek
dziewczyny. — Jako jedyna. Jako jedyna, zawsze byłam twoim przyjacielem.
Wiecznym i jedynym. Zaufaj mi, Al. Zaufaj mi jeszcze ten jeden raz, a będziesz
szczęśliwa. — Czarnowłosa spojrzała jeszcze raz na obawy na twarzy rozmówczyni,
na ostatnią ścianę szkła, którą musiała zburzyć. Ujęła twarz dziewczyny w
dłonie i szeptem wymówiła ostatnie zdania. — Świat jest okrutny, Alice. A to
jest twoją jedyną morfiną.
Blondynka siedziała
bez ruchu, wpatrując się w swoją towarzyszkę. Przez jej głowę przelatywały
wszystkie ich wspólnie spędzone chwile, wszystkie wspomnienia z poprzednich
kilku miesięcy. Wspomnienia, których do siebie nie dopuszczała, odczucia, które
odrzucała. I wtedy właśnie zrozumiała, że jednak chciała to robić. W tym jednym
momencie przypomniała sobie, jakie zawsze towarzyszyło temu uczucie, jak dobrze
się czuła przez tyle czasu. Jak znajome były nieskładne fale hebanowych włosów,
rozlewające się po plecach, jak oczywiste stały się zmarszczone ironicznie
brwi. Niezaprzeczalnie dokładne, energiczne ruchy chudych dłoni, jak poprawne
wydawały jej się zaróżowione policzki, przypominające gorączkę. Sam fakt bytu
dziewczyny sprawiał wrażenie tak naturalnego, tak właściwego, jakby była
tlenem. Wszystko to dawało jakże cudowne poczucie bezpieczeństwa. Stabilności,
której tak brakowało jej przez ostatnie tygodnie. Tej podbudowującej znajomości
każdego szczegółu czarnowłosej, jasności we wszystkim, co robiła i posiadała.
Dopiero teraz, patrząc po raz enty na tę należną twarz, dostrzegła tę nader
widoczną cechę, łączącą je obie. Wciąż nie potrafiła wyjaśnić, jakim cudem jej
to umknęło. Coś tak prostego, coś tak nieznaczącego…
Oczy.
Obie miały te same,
płonące złotem oczy.
Alice przełknęła
ślinę i lekko skinęła głową.
— Zgoda — mruknęła,
ponownie kiwając głową, jakby chcąc pozbyć się resztek wątpliwości. — Zgoda —
powtórzyła pewniej.
Twarz Cat rozbłysła
rzędem białych zębów ukazanych w szczerym, szerokim uśmiechu. Patrząc na jej
dynamiczny styl bycia, można by pomyśleć, że po osiągnięciu swego celu poderwie
się, rzuci w wir działania, wyznając zasadę, iż lepiej najpierw strzelać,
później pytać.
Ale tak się nie
stało. Dziewczyna pozostała w miejscu, uważnie wpatrując się w twarz Alice,
szukając jakichkolwiek oznak zwątpienia, zmian decyzji. Bezowocnie. Jej oczy
zabłysły uznaniem.
— Wiesz, co robić —
stwierdziła tylko cicho, ostrożnie łapiąc prawy nadgarstek blondynki. Ta
zmarszczyła brwi w wyrazie zdumienia, podążając wzrokiem za prowadzoną przez
jej rozmówczynię ręką. Przy zagłówku prostego łóżka ustawiono niewielką szafkę
nocną, zastawioną niewiele znaczącymi przedmiotami. Książka, ołówek, zeszyt o
białych kartkach. I szklanka wody. To właśnie ją złapała, pewnie kierowana
przez dłoń czarnowłosej. Zacisnęła palce na chłodnym szkle.
I zrozumiała.
Spojrzała jeszcze raz
na Cat, a ta skinęła na nią ponaglająco, zagryzając wargę, by powstrzymać
chichot. Jej oczy się śmiały, jakby stały się tylko nastolatkami,
podekscytowanymi złamaniem jakiejś niewinnej zasady. Ale czy nie tym właśnie
były? Dwójką ludzi, chcącą uczynić własne życie nieco bardziej zabawnym. Alice
uśmiechnęła się delikatnie.
Po czym cisnęła
naczyniem o podłogę.
Odłamki wzniosły się
i opadły niczym pierwszy śnieg, ścieląc podłogę ostrym dywanem. Woda rozpełzła
się wokół mokrymi nitkami, tworząc kałużę na środku pomieszczenia. Cat
parsknęła śmiechem, a blondynka zakryła usta dłonią, by nie wystraszyć
przebywających za ścianą osób swym nagłym wybuchem. Wymieniając z Al rozbawione
spojrzenie, czarnowłosa postukała wymownie ręką w miejsce rozbicia szklanki.
Jej towarzyszka pochyliła się i podniosła z ziemi jeden z większych,
szpiczaście zakończonych kawałków. Ostre krawędzie otwarły skórę na jej
palcach, a szkarłat spłynął ku dołowi.
— Tęskniłaś za tym
kolorem, nieprawdaż? — mruknęła zachęcająco Cat, patrząc na skaleczenie. Alice
próbowała skarcić ją spojrzeniem, ale zbyt dobrze wiedziała o racji
przyjaciółki. Czarnowłosa zaraziła ją też swym entuzjazmem, a teraz, czując
kotłującą się w sercu adrenalinę, nie potrafiła myśleć o tym w kategoriach zła.
— Na pewno słyszeli
jak zniszczyłam szklankę. Zaraz tu przyjdą — odparła za to, przygryzając lekko
wargę. Uśmiech nie spełzł z warg dziewczyn.
— Wiem. O to nam
przecież chodzi.
Kroki odbiły się
echem po sterylnym korytarzu i wpadły do środka pokoju. Chudy, szpakowaty
lekarz po czterdziestce, przekręcił gałkę prostych, zamykanych od zewnątrz
drzwi. Zakrzywiony, spory nos zwisał spomiędzy małych oczu o dobrodusznym
spojrzeniu. Rzadkie na czubku głowy włosy zaczesane były do tyłu, miejscami
dorównując kolorem białemu kitlowi narzuconemu na szpitalny uniform. Przekroczył
próg niedużego, prostego pomieszczenia o śnieżnych ścianach bez okien. Jedynymi
meblami w tej wątpliwej komnacie były dwa stojące naprzeciwko siebie łóżka i
dość uboga szafka nocna. Kafelkowa podłoga została zalana wodą, a szkło
rozpierzchło się po całej długości. Prócz tego, pokój był całkowicie czysty,
uporządkowany i prawie pusty. Prawe, bowiem jedno z posłań zajmowała drobna
blondynka w prostym stroju pacjenta. Jej obecność stanowiła jedyny odbieg od
standardowego obrazu opuszczonych pomieszczeń.
— Pielęgniarki
skarżyły się na jakiś hałas — oznajmił doktor, wchodząc do środka z notatnikiem
i długopisem w ręku. Patrzył na dziewczynę podejrzliwie, żądając wyjaśnień.
— Strąciłam szklankę
— odparła jedynie blondynka, uśmiechając się przepraszająco. Delikatnie
zasłoniła nogą rękę trzymającą odłamek.
— No cóż, zdarza się.
— Lekarz uśmiechnął się mniej podejrzliwie, spoglądając znów do swych zapisków.
Mruknął coś pod nosem i znów przeniósł wzrok na siedzącą samotnie dziewczynę. —
To już tydzień od odstawienia leków, Alice. Moje gratulacje. — Wzrok mężczyzny
wyraźne się ocieplił, by znów paść na zapisane kartki. — Mam nadzieję, że
wszystko jest w porządku?
Alice spojrzała na
roześmianą Cat, która, siedząc na drugim łóżku, przykładała palec do ust. Uśmiechnęła
się delikatnie i zacisnęła palce na kawałku szkła.
— Tak. Teraz już tak.
______________________________________
Jak widać powyżej, ostatnio idziemy na całość i publikujemy coś-niecoś trochę częściej. Radzę się nie przyzwyczajać, ale póki co cieszmy się tym jakże niezwykłym stanem rzeczy.
Co do samej notki, raczej nie mam zbyt wielu uwag. Pisana była wspólnie, z podziałem na "role", że tak powiem. Starring by:
Oxymora- Alice
Vexa Lamory- Cat
Publikuję ja, ponieważ większa część tekstu jest moja (bo Oxy jest leniwą asgardzką kozą. Tak, oficjalnie zezwalam na hejotwanie jej na jej własnym blogu. Mogę zacząć). Pisało się przyjemnie, bardziej dla samej przyjemności tworzenia. Kto wie, może jednak się spodoba i Oxy nie wścieknie się, że tak po niej jeżdżę? W razie czego, proszę o komentarze. Będzie patrzeć na komentarze= nie będzie patrzeć na moje hejty. I wszyscy będą szczęśliwi :)
Czekolady, Naleśników, Masła Orzechowego,
Vex
(EJ! Wcale nie jestem leniwą, asgardzką... Nie, zaraz...)
EDIT!
Otóż znalazłam TO na tumblrze i po prostu nie mogłam się oprzeć. No spójrzcieże na to!
Pozdrawiam,
Oxymora
(EJ! Wcale nie jestem leniwą, asgardzką... Nie, zaraz...)
EDIT!
Otóż znalazłam TO na tumblrze i po prostu nie mogłam się oprzeć. No spójrzcieże na to!
Pozdrawiam,
Oxymora