Zrób to.
Głos zabrzmiał i odbił
się echem od ścian niczym piłka tenisowa.
Zrób!
Do poprzedniego
dołączył kolejny — niski baryton.
No śmiało…
Następny był delikatny,
cichy, ale jakże kuszący…
DALEJ, ZAKOŃCZ TO.
Donośny, nieznoszący
sprzeciwu.
zrób to, zrób, zrób, zrób!
Piskliwy i podniecony.
Szorstki, warczący,
ciężki do zrozumienia.
Sześć
głosów przekrzykiwało się, kłóciło, każdy starał się do niej dotrzeć, ale w
ostateczności tworzyły tylko kakofonię dźwięków rozsadzającą jej czaszkę od środka.
Wszystko zaczęło się tak nagle, bez żadnych znaków, ostrzeżeń, kompletnie się
tego nie spodziewała. Padła przytłoczona na podłogę i skulona załapała się za
głowę w rozpaczliwej próbie uciszenia hałasu. Zacisnęła oczy, a po chwili
poczuła łzy pod powiekami. Słone krople wkrótce odnalazły swoją drogę wzdłuż
jej policzków aż na dywan.
Starczy.
Ten był tak zimny, tak
lodowaty, że przeszły ją ciarki.
Po tym
jednym słowie wszystko ucichło. Delikatnie otworzyła oczy, a jej wzrok padł na
szafkę nocną, na której stały pudełeczka z lekarstwami. Powoli oderwała drżące ręce
od głowy i podpierając się na jednej, drugą sięgnęła w tamtą stronę. Czuła, że
nie dałaby rady wstać. Kiedy już prawie dotykała opuszkami palców jednej z
buteleczek, poczuła, jakby ktoś szarpnął ją za dłoń. Nie miała jednak okazji
zwrócić na to szczególnej uwagi, bo w tym samym momencie ramię, na którym się
podpierała, już wcześniej roztrzęsione, załamało się pod jej ciężarem,
sprawiając, że upadła z powrotem na podłogę.
Nie, nie, nie… Będziesz nam potrzebna.
A teraz… Zrób to.
Tym
razem nawet nie śmiała oponować.
***
W
pokoju rozległa się melodia Heat of the
Moment. Ciemnowłosy chłopak spojrzał na wyświetlacz, po czym z uśmiechem
zatrzymał oglądany film i odebrał połączenie.
— Cześć,
co tam? — zaczął wesoło, ale mina szybko mu zrzedła, kiedy po drugiej stronie
usłyszał roztrzęsiony głos:
— To ty? Proszę, pomóż mi…
— Co
się stało? — spytał zaniepokojony.
— Ja… Nie… Przyjdź tu szybko, proszę… —
Chciał jeszcze o coś zapytać, ale słyszał już tylko urywany sygnał.
—
Cholera! — zerwał się z miejsca i niewiele myśląc, pobiegł do jej mieszkania.
***
Z
rozmachem otworzył drzwi i jeszcze nie wchodząc do środka, zaczął:
—
Przyszedłem tak szybko, jak… — urwał, widząc rozciągającą się przed nim scenę.
Pierwszym,
co rzuciło mu się w oczy, była krew dekorująca pomieszczenie niczym jakaś
makabryczna tapeta. Dopiero potem zauważył ciała rozrzucone po całym pokoju.
Kolejną chwilę zajęło mu zrozumienie, że wszystkich ich zna. Pod oknem leżał jej psychiatra, zaraz obok rodzice. Przy
łóżku rozłożona była jej najlepsza
przyjaciółka.
Dokładnie
pośrodku tej makabry siedziała ona —
zapłakana z rękoma skąpanymi w czerwonej posoce. Obok niej leżał nóż.
— O
Boże… — szepnął.
Zachichotała
nerwowo i rzuciła, jakby starając się obrócić wszystko w żart:
— Nie
ten adres… — pod koniec wypowiedzi głos jej się załamał i zalała się kolejną
falą łez.
— Co tu
się stało? — Nie miał odwagi do niej
podejść, tym bardziej, że musiałby minąć wielką kałużę krwi i ciało jej brata.
— Ja… —
zaczęła tak cicho, że ledwo było ją słychać. — Ja nie chciałam… To oni… mnie
zmusili… Kazali mi… ON mi kazał —
zakończyła z szeroko otwartymi oczami przerażonymi jak u spłoszonego
zwierzęcia.
Jęknął
w duchu.
—
Przecież brałaś lekarstwa, wypisali cię, mówiłaś, że już wszystko w porządku…
— Bo
było! — zawołała łamiącym się głosem. — Ale dzisiaj rano… — złapała się za
głowę i rozpaczliwie nią pokręciła, nie zwracając uwagi na to, że brudzi sobie
włosy krwią.
Nie
wiedział, co powiedzieć; szok powoli mijał, coraz bardziej miał ochotę uciec
stąd jak najdalej, gdziekolwiek, byle nie patrzeć na tę scenę, nadal był jednak
zbyt spetryfikowany, by się ruszyć. Tymczasem ona podniosła się, wzięła nóż do ręki i z przerażeniem wypisanym na
twarzy zaczęła się do niego zbliżać.
— Ja
nie chcę — załkała, ale nie zatrzymała się, wciąż parła naprzód na
roztrzęsionych nogach, które chyba tylko jakimś cudem utrzymywały ją w pozycji pionowej.
„Nie
rób tego!” — chciał powiedzieć, ale przerażenie ścisnęło mu gardło. Kiedy
minęła ciało brata, zobaczył podcięte żyły na obu jej przedramionach. Wtedy po raz pierwszy pomyślał, że krew dookoła
nie należała tylko do ofiar dziewczyny.
W tym
momencie usłyszał śmiech tak zimny, że miał wrażenie, że zamienia się sopel
lodu. Nie chciał wierzyć, że dochodzi on z jej
gardła.
— Ona jest nasza…
~*~
Dobra, przestraszyłam sama siebie. To mój pierwszy tego typu tekst i nie zamierzam szybko powtarzać tego doświadczenia.
Całą winę zwalam na piosenkę Florence and the Machine - Seven Devils. Tekst inspirowany właśnie nią i osobiście myślę, że zapoznanie się z tym utworem rzuci trochę dodatkowego światła na tę miniaturkę.
Ja pierdolę, co za schiza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz