Aktualności

06.01.2018r.
Wciąż żyję.
Szok. Ta, wiem.
Oxymora

piątek, 21 lutego 2014

M - Głosy

Zrób to.
Głos zabrzmiał i odbił się echem od ścian niczym piłka tenisowa.

Zrób!
Do poprzedniego dołączył kolejny — niski baryton.

No śmiało…
Następny był delikatny, cichy, ale jakże kuszący…

DALEJ, ZAKOŃCZ TO.
Donośny, nieznoszący sprzeciwu.

zrób to, zrób, zrób, zrób!
Piskliwy i podniecony.

Zrrrób to!
Szorstki, warczący, ciężki do zrozumienia.

                Sześć głosów przekrzykiwało się, kłóciło, każdy starał się do niej dotrzeć, ale w ostateczności tworzyły tylko kakofonię dźwięków rozsadzającą jej czaszkę od środka. Wszystko zaczęło się tak nagle, bez żadnych znaków, ostrzeżeń, kompletnie się tego nie spodziewała. Padła przytłoczona na podłogę i skulona załapała się za głowę w rozpaczliwej próbie uciszenia hałasu. Zacisnęła oczy, a po chwili poczuła łzy pod powiekami. Słone krople wkrótce odnalazły swoją drogę wzdłuż jej policzków aż na dywan.

Starczy.
Ten był tak zimny, tak lodowaty, że przeszły ją ciarki.

                Po tym jednym słowie wszystko ucichło. Delikatnie otworzyła oczy, a jej wzrok padł na szafkę nocną, na której stały pudełeczka z lekarstwami. Powoli oderwała drżące ręce od głowy i podpierając się na jednej, drugą sięgnęła w tamtą stronę. Czuła, że nie dałaby rady wstać. Kiedy już prawie dotykała opuszkami palców jednej z buteleczek, poczuła, jakby ktoś szarpnął ją za dłoń. Nie miała jednak okazji zwrócić na to szczególnej uwagi, bo w tym samym momencie ramię, na którym się podpierała, już wcześniej roztrzęsione, załamało się pod jej ciężarem, sprawiając, że upadła z powrotem na podłogę.

Nie, nie, nie… Będziesz nam potrzebna.
A teraz… Zrób to.

                Tym razem nawet nie śmiała oponować.
***
                W pokoju rozległa się melodia Heat of the Moment. Ciemnowłosy chłopak spojrzał na wyświetlacz, po czym z uśmiechem zatrzymał oglądany film i odebrał połączenie.
                — Cześć, co tam? — zaczął wesoło, ale mina szybko mu zrzedła, kiedy po drugiej stronie usłyszał roztrzęsiony głos:
                — To ty? Proszę, pomóż mi…
                — Co się stało? — spytał zaniepokojony.
                — Ja… Nie… Przyjdź tu szybko, proszę… — Chciał jeszcze o coś zapytać, ale słyszał już tylko urywany sygnał.
                — Cholera! — zerwał się z miejsca i niewiele myśląc, pobiegł do jej mieszkania.
***
                Z rozmachem otworzył drzwi i jeszcze nie wchodząc do środka, zaczął:
                — Przyszedłem tak szybko, jak… — urwał, widząc rozciągającą się przed nim scenę.
                Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, była krew dekorująca pomieszczenie niczym jakaś makabryczna tapeta. Dopiero potem zauważył ciała rozrzucone po całym pokoju. Kolejną chwilę zajęło mu zrozumienie, że wszystkich ich zna. Pod oknem leżał jej psychiatra, zaraz obok rodzice. Przy łóżku rozłożona była jej najlepsza przyjaciółka.
                Dokładnie pośrodku tej makabry siedziała ona — zapłakana z rękoma skąpanymi w czerwonej posoce. Obok niej leżał nóż.
                — O Boże… — szepnął.
                Zachichotała nerwowo i rzuciła, jakby starając się obrócić wszystko w żart:
                — Nie ten adres… — pod koniec wypowiedzi głos jej się załamał i zalała się kolejną falą łez.
                — Co tu się stało? — Nie miał odwagi do niej podejść, tym bardziej, że musiałby minąć wielką kałużę krwi i ciało jej brata.
                — Ja… — zaczęła tak cicho, że ledwo było ją słychać. — Ja nie chciałam… To oni… mnie zmusili… Kazali mi… ON mi kazał — zakończyła z szeroko otwartymi oczami przerażonymi jak u spłoszonego zwierzęcia.
                Jęknął w duchu.
                — Przecież brałaś lekarstwa, wypisali cię, mówiłaś, że już wszystko w porządku…
                — Bo było! — zawołała łamiącym się głosem. — Ale dzisiaj rano… — złapała się za głowę i rozpaczliwie nią pokręciła, nie zwracając uwagi na to, że brudzi sobie włosy krwią.
                Nie wiedział, co powiedzieć; szok powoli mijał, coraz bardziej miał ochotę uciec stąd jak najdalej, gdziekolwiek, byle nie patrzeć na tę scenę, nadal był jednak zbyt spetryfikowany, by się ruszyć. Tymczasem ona podniosła się, wzięła nóż do ręki i z przerażeniem wypisanym na twarzy zaczęła się do niego zbliżać.
                — Ja nie chcę — załkała, ale nie zatrzymała się, wciąż parła naprzód na roztrzęsionych nogach, które chyba tylko jakimś cudem utrzymywały w pozycji pionowej.
                „Nie rób tego!” — chciał powiedzieć, ale przerażenie ścisnęło mu gardło. Kiedy minęła ciało brata, zobaczył podcięte żyły na obu jej przedramionach. Wtedy po raz pierwszy pomyślał, że krew dookoła nie należała tylko do ofiar dziewczyny.
                W tym momencie usłyszał śmiech tak zimny, że miał wrażenie, że zamienia się sopel lodu. Nie chciał wierzyć, że dochodzi on z jej gardła.
                — Ona jest nasza…
~*~
Dobra, przestraszyłam sama siebie. To mój pierwszy tego typu tekst i nie zamierzam szybko powtarzać tego doświadczenia.
Całą winę zwalam na piosenkę Florence and the Machine - Seven Devils. Tekst inspirowany właśnie nią i osobiście myślę, że zapoznanie się z tym utworem rzuci trochę dodatkowego światła na tę miniaturkę.
Ja pierdolę, co za schiza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz