Aktualności

06.01.2018r.
Wciąż żyję.
Szok. Ta, wiem.
Oxymora

piątek, 25 maja 2012

Cykl Krótka historia: Syriusza Blacka

Fandom: Harry Potter

Przetrwać, przetrwać życie, potem damy już sobie radę!
Stanisław Jerzy Lec

                Serce biło mu mocno. Musiał tam trafić, musiał.
                Hmm… Black. Zobaczmy co masz w tej głowie… A to ciekawe… W takim razie…
                - GRYFFINDOR!
***
                Był cały blady, trząsł się.
                - Hagridze, co tu się stało?
                - Lily i James… Nie żyją…
                Zbladł jeszcze bardziej. Nastała chwila milczenia.
                - Ale…jak?
                - Sam-Wiesz-Kto… Znalazł ich…
                Bezsilnie upadł na kolana wpatrując się w dużą dziurę w ścianie.
                - Syriuszu… Ich synek żyje…
                Wstał gwałtownie.
                - Żyje? - W odpowiedzi na pytanie ujrzał roczne dziecko w ramionach olbrzyma. - Daj mi Harry’ego, jestem jego ojcem chrzestnym, zajmę się nim.
                - Nie, Dumbledore powiedział, że Harry ma być u ciotki i wuja.
                - Co?! Przecież mogę się nim zająć! Po za tym Lily ciągle opowiadała o tej swojej siostrze i jej mężu. On nie będzie mógł z nimi żyć!
                - Skoro Dumbledore powiedział, że Harry ma z nimi mieszkać, to nie mogą być tacy źli.
                Nastała chwila milczenia. W końcu odezwał się:
                - Bierz mój motor, nie będzie mi już potrzebny.
***
                - Lily i James… Syriuszu! Jak mogłeś!
                Wściekłość ogarnęła całe jego ciało. Jak śmiał?! Zdradził ich, a teraz udaje, że to nie on! Nie zdążył wyciągnąć różdżki. Nastąpił wybuch. Kiedy pył opadł, zobaczył lej pośrodku ulicy. Dwunastu mugoli leżało martwych. Kiedy przyjrzał się bliżej, ujrzał palec. Pewnie gdzieś biegał szczur. To było dla niego za wiele. Wybuchnął śmiechem. Nie miał już nic do stracenia. Został bez żadnych przyjaciół. Jeden nie żył, drugi pewnie myślał, że jest zdrajcą, a trzeci się nim okazał. Wkrótce wokół niego zaczęli aportować się czarodzieje.
***
                Smutek. Rozpacz. Jęki. Płacz. Nie ma nadziei… Nie ma szczęścia… Ale czym jest nadzieja? Co to szczęście? Zginie. Postrada zmysły. Jak wszyscy. Ale on jest niewinny! To nie on! To ten parszywy szczur. Zdrajca, krętacz, oszust, tchórz. Peter Pettigrew…
***
                Zdjęcie.Od razu go rozpoznał. Był w Hogwarcie, tam gdzie Harry. Musiał go znaleźć, powstrzymać, zabić…
***
                Obserwował go pod postacią psa. Nie mógł się nadziwić, jak bardzo był podobny do ojca. Odwrócił się, ale go nie zauważył. Znów pochylił się nad kufrem, ale natychmiast wyprostował. Wyciągnął różdżkę i szepnął:
                - Lumos.
                Skierował światło w jego stronę i cofnął się. Wpadł na kufer i upadł. Machnął różdżką i po chwili stał przed nim Błędny Rycerz. Widać go wystraszył, ale przynajmniej pomógł mu znaleźć transport. Powoli się wycofał.
***
                - Wiesz, co to oznacza? Zdemaskowanie Petera Pettigrew?
                - Jesteś wolny.
                - Tak… Ale jestem też… nie wiem, czy ktoś ci powiedział… jestem twoim ojcem chrzestnym.
                - Tak, wiem o tym.
                - No więc… twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem. Na wypadek, gdyby coś im się stało… - Denerwował się. Jak zareaguje na to pytanie? - Oczywiście zrozumiem cię, jeśli będziesz chciał nadal zostać ze swoją ciotką i wujem. Ale… no… zastanów się. Bo kiedy zostanę oczyszczony z zarzutów… to jeśli chciałbyś mieć… inny dom…
                - Co?… Zamieszkać z tobą? Wyprowadzić się od Dursleyów?
                Mógł się tego spodziewać.
                - Nie ma sprawy, przypuszczałem, że nie będziesz chciał. Rozumiem. Ja tylko sobie pomyślałem…
                - Zwariowałeś? No pewnie, że chcę opuścić dom Dursleyów! A masz jakiś dom? Kiedy mogę się przenieść?
                Czy on usłyszał to, co usłyszał?
                - Chcesz? Naprawdę?
                - No pewnie!
                Po tych słowach na jego twarzy zagościł prawdziwy uśmiech. Po raz pierwszy od dwunastu lat…
***
                Czuł, jakby zaraz miał zwariować. Był więźniem we własnym domu, którego w dodatku nienawidził. Czy Dumbledore tego nie rozumie?! Nie miał co ze sobą począć. Nie mógł wychodzić nawet pod postacią psa. Dobrze przynajmniej, że nie było tu dementorów…
***
                Uchylił się przed czerwonym promieniem. Zaśmiał się szyderczo i ryknął:
                - No, dalej, postaraj się, przecież potrafisz!
                Drugi promień trafił go w pierś. Spadał. Wpadł za zasłonę. Czuł, że to już koniec…
***
                Jasność go raziła. Musiał przymrużyć oczy. Zobaczył jakieś kształty. Dwóch ludzi. Po chwili ich poznał. Nic się nie zmienili.
                - Lilka! Rogacz! Kopę lat!
                - Dokładnie to czternaście - uściślił James.
                - To jesteście już tu obyci. Dobre mają jedzenie?
                - Ty się nigdy nie zmienisz - mruknęła Lily.
                - A to źle? - uśmiechnął się łobuzersko. Wrócił ten dawny on, ten kim był w Hogwarcie. Kim był do pamiętnego trzydziestego pierwszego października 1981 roku. Znów był sobą. Znów był szczęśliwy…
(Informacje, niektóre wydarzenia i wypowiedzi zaczerpnięte z:
„Harry Potter i Więzień Azkabanu” str. 39-40; 218-230; 394-395
„Harry Potter i Zakon Feniksa” str. 880)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz